20 sty 2009

To zabawne, jak łatwo jest uwierzyć w swoje wyobrażenie o człowieku. Zazwyczaj stwierdzenie "przystojny" w miarę myślenia zamieniaja się w "cudowny", a potem szybko doklejamy do tego "cudowny, więc na pewno z super charakterem... i pewnie ma jakieś fascynujące pasje". Mowa rzecz jasna o ludziach, których się nie zna, tylko widuje gdzieś przelotem, może kiedyś poznało się na imprezie i teraz rzuca krótkie "cześć, co słychać?" nie oczekując odpowiedzi.
Co najzabawniejsze, doskonale wiemy, że z tą idealnością różnie bywa, Mamusie uczyły: "nie ufaj nieznajomym", a i my od wczoraj nie żyjemy. A ciągle obserwuję u siebie i moich znajomych ten sam schemat - w pierwszej chwili jest wielkie WOW (jaki on cudowny - łatwiej mi pisać o wersji kobiecej tego zachowania, bo znam je z autopsji), po godzinie, dniu mamy już 'łejery ale by było fajnie gdyby coś było', a nie mija tydzień, kiedy mamy stadium 'żyć bez niego nie mogę'. No, Babeczki, co z nami jest?

Całe szczęście, że owe wahania mijają równie szybko, co przyszły ;)

Tylko jedno nam grozi - kiedyś możemy w końcu sobie odpuścić, a wtedy minąć kogoś, bez kogo faktycznie nie mogłybyśmy żyć, gdybyśmy tylko na niego spojrzały. Dlatego tak ciężko powiedzieć sobie 'dość'.
Help?

7 sty 2009

"Na chwilę obecną jestem w tobie zakochany". Ha! Tylko mój chory umysł, podjarany dodatkowo "Zmierzchem", mógł to stworzyć. Tekst ów w rzeczywistości wywołałby pewnie wybuch śmiechu, we śnie jednak przyjęłam go całkiem serio. Z dnia na dzień robi się coraz lepiej, aż żal się budzić, takie mam bogate życie senne. W przeciwieństwie do tego na jawie..

Dlaczego ta książka (w/w) tak mnie pokręciła? Bo o niczym innym nie marzę, jak o spotkaniu człowieka, który jednym spojrzeniem, nawet mnie nie dotykając, wyłączy mi wszelkie czynności życiowe.
Niestety tacy ludzie nie istnieją. A ja nie chcę kochać byle jak. Chyba urodziłam się w nie moim świecie...

3 sty 2009

Od siedzenia w domu dostaję pierdolca. Szczęściem, już niedługo powrót na uczelnię, chwila moment i sesja, będzie zabawa, miód, malina! W skrócie - będzie zapierdziel. Przynajmniej coś się zacznie dziać.

Zupełnie nieświadomie zawalczyłam z systemem i nie podsumowałam ubiegłego roku. Zwyczajnie - zapomniałam. No to może teraz:
Ubiegły rok był lepszy od poprzedniego, zapewne także gorszy od przyszłego. Mimo to, według krążącego obecnie żartu, wszystkim którzy życzyli mi najlepszego obwieszczam, że nic to nie dało. To już wolę ten alkohol i może jeszcze książki. Dziękuję.

Ojej. Odkąd postanowiłam nie poruszać tematu płci męskiej, a co wiecej, wyeliminować go z życia na okres przynajmniej roku, straciłam sporo okazji do pisania. Zeszły rok był stanowczo zdominowany przez Was, Panowie. W tym mam nadzieję tego błędu nie popełniać.

Nowy nielicznowierszowiec, tym razem Marii. Enjoy.